Wcale tak się stać nie musiało ale w końcu do tego doszło.
Pojechaliśmy do Katowic aby zobaczyć egzemplarz najcenniejszego samochodu na świecie, kosztującego już inwestorów ponad 500 mln zł,* co oczywiście zdecydowanie wyostrzało nasze zmysły i oczekiwania.
Najdroższe auto do tej pory, Mercedes 300 SLR “Uhlenhaut” ( jeden z trzech istniejących egzemplarzy sprzedano za równowartość 630 mln zł ale nie było to auto współczesne, tylko z lat pięćdziesiątych, kiedy każdy samochód w ogóle był luksusem), więc słusznie i niesłusznie po współczesności spodziewaliśmy się nie wiadomo czego.
Podczas „4 Design Days” w katowickim centrum wystawowym, gdzie zaprezentowano auto po raz pierwszy, zwykły człowiek mógł go dotknąć, trzasnąć drzwiami oraz umościć tyłek w fotelu o delikatności wykładziny dywanowej stop filt – czyli takiej, na której się nie ślizgasz. Mieliśmy trudności ze znalezieniem owego wehikułu, gdyż wyróżnia się on spośród innych samochodów, jak osoba objęta programem ochrony światków. Pierwsze wejrzenie jest takie, że to auto, podobnie zresztą jak większość pojazdów elektrycznych, jest krokiem wstecz w stosunku do osiągnięć wysokoemisyjnej motoryzacji. Felgi ma trochę za duże a okna boczne nieco za małe. Nie ma w ogóle chromów oraz żadnej wydechowej nikiel rury ( choćby imitacji). To oczywiście dla młodego Polaka małpującego się na południowoamerykańskiego dilera narkotyków jest nie do zaakceptowania. To raczej auto dla waszego nauczyciela geografii, obecnie pobierającego 14 emeryturę. Ceniącego sobie wodne odkurzacze a nienawidzącego homoseksualistów w nabitych ćwiekami skurzanych kurtkach, dosiadających harleye.
WTYCZKA NA KÓŁKACH
Nie będę utrzymywał was dalej w niepewności. Idzie oczywiście o polskie auto elektryczne Izera, które sądząc z anonsów spółki, występuje teraz w dwóch egzemplarzach – białym i czerwony. Właśnie pokazano to czerwone. Przypuszczalnie to samo, którym czarowano naiwnych wyborców PiS, 2 lata temu.
Izera sprawia wrażenie umiarkowanie otyłej kobiety po czterdziestce na diecie Paleto – dopuszczającej jedynie konsumpcje nasion ostu, żabich udek oraz szynki z kreta. Rzucają się w oczy zaburzenia proporcji wynikłe zapewne z tego, że prototyp zaprojektowany jest przez inżynierów, którzy w całości samochodów do tej pory nie wymyślali. Za to czytali o nich dużo w książkach swoich dzieci. Lusterka są za małe ( ale są tam, gdzie zwykle w samochodach są lusterka). Klosze świateł pozycyjnych wyglądają, jakby samochód mrużył oczy. Tylne kierunkowskazy mają minimalistyczne rozmiary, jakby się ich wstydzono.
Izera przypomina nieco Dacię (tę produkowaną na francuskiej licencji) lub podrabianego Rolexa. W środku nie jest specjalnie brzydko. Skromna, stonowana deska rozdzielcza w dotyku przypominająca styropian. Wykończenia z satynowanej stali (taką, jaką macie w nowoczesnych lodówkach) wykonane z plastiku. Wszystko, łącznie z szybami, zespolone z karoserią jakimś nowoczesnym klejem o intrygującym zapachu naftaliny i nafty. Źle udawana klasyczna elegancja z nutą współczesnej stylistyki.
3 PLUS
Chciałbym teraz napisać coś dobrego o tym samochodzie ale chyba się nie da. Nie ma rozrusznika, alternatora, tych wszystkich w chuj skomplikowanych układów wtrysku, sprzęgła i zgrzytającej skrzyni biegów. Ale zasadniczo są to zalety wszystkich aut elektrycznych. Zgodnie ze specyfikacją Izera ma być nieco bardziej rącza niż remiza strażacka. Co do właściwości trakcyjnych nie mam prawa się wypowiadać. Wierzę, że samochód jeździ choć go nie prowadziłem.
Jest to bardzo przeciętne auto, co oczywiście uznać można za sukces. Bo pierwsze skonfigurowane z dostępnych na światowym rynku motoryzacyjnym części, przez polskich inżynierów. Za pierwszym razem rzadko co się w ogóle udaje, a tu proszę ocena na poziomie 3 plus.
TROCHĘ PRZYKRO
Problem jest zasadniczo inny, niż to że kosztować to będzie jeszcze 6 mld zł z publicznych pieniędzy. Za kilka lat się okaże, że nawet Polacy Izery nie chcą — bo konkurencja jest lepsza i tańsza. Obiecujący rynek hinduski mógłby wchłonąć całą produkcję ( planuje się 150 tys. sztuk rocznie). W barterze w zamian za święte krowy. W relacji jeden do jeden.
Nie chodzi o defetyzm lub te makroekonomiczne doniosłości. Po prostu Francuzi robią doskonałe wina i sery, Niemcy produkują samochody, Szwedzi niezniszczalne prezerwatywy a my do robienia samochodu się nie nadajemy.
Samodzielna produkcja samochodu osobowego jest sprzeczna z polską mentalnością. Niekoherentna z duchem narodu. To wiadomo od dawna. Gdyby na świecie żyli wyłącznie Polacy, nadal chodzilibyśmy pieszo i jeździli sankami, wyłącznie w zimę. Brak nam, tej takiej wyobraźni i pomyślunku, żeby zrozumieć, iż nogi można zastąpić kołami. Rower i wóz drabiniasty to także wynalazki importowane. Licencjonowanie cudzych pomysłów na pojazdy kołowe również wychodziło nam tak sobie.
POLONEZ
Że przypomnę najbardziej polskiego Poloneza ( nie sięgajmy do późnego plejstocenu, kiedy robiliśmy Syrenki). Skonstruowany na podwoziu Fiata, z silnikiem Fiata, z fotelami od Fiata i nadwoziem wzorowanym na rolniczym Tarpanie. Sam jeździłem takim autem. Uważam, że Jeremi Clarkson ( brytyjski dziennikarz motoryzacyjny) nazywając go drugim najgorszym samochodem w historii motoryzacji nieco go skrzywdził.
Polonez byłby swojego czasu niezłą furą, gdyby kopułka rozdzielacza wykonana z ebonitu, nie pękała z nieznanych przyczyn, drzwi były spasowane z nadwoziem, łańcuch rozrządu nie rozrywał się na gwarancji, iskry z przewodów wysokiego napięcia nie szalały po całym przedziale silnikowym a rdza nie zżerała podłużnic bardziej niżby nie były one w ogóle pomalowane.
Polonez produkowany był w miłości do dziadostwa i z duchem polskiego cwaniactwa, które traktujemy jako przejaw inteligencji. Technolog wyliczył, że wtryskarka ma pracować przy 250 stopniach Celsjusza ale przecież przy 210 też działa i jest taniej. To nic, że mięliśmy dostarczyć blachę kwasoodporną, skoro zwykła wygląda zupełnie tak samo, pokryta farbą podkładową. Izolacje przewodów powinny być z niepalnego tecanatu ale ten nowy sztuczny kauczuk ze Stomilu też jest dobry. Bardzo podobny do silikonu oraz łatwiejszy w obróbce. Polonez montowany na Żeraniu, z komponentów od ponad 200 dostawców był sumą podobnych fantazji do których FSO – dokładało jeszcze swojego kaca. Poród był trudny a noworodek od początku dyspanseryjny.
STRUKTURA INFRASTRUKTURY
I to się nie zmieniło. Nie sztuką jest zbudować montownie pojazdów z dostarczanych podzespołów. Ona musi funkcjonować w kulturze gospodarki, która produkuje śruby, które się nie zrywają, uszczelki które nie parcieją, tworzywa które nie pękają, błotniki które nie rdzewieją i 12 tys. innych części, z jakich składa się współczesny samochód.
W tych setkach fabryk muszą być maszyny, dużo bardziej skomplikowane niż te samochody, zdolne wyprodukować owe marginalne zdawałoby się pierdoły. Ludzie czujący się za ich jakość odpowiedzialni. Stworzenie łańcucha zaufanych dostawców w Polsce a nawet korzystając z elementów importowanych przekracza nasze zdolności. My tego nie umiemy.
W Polsce poza kolejami ( oraz stacjami paliwowymi) nie ma żadnej narodowej sieci gospodarczej ogarniającej cały kraj. Jak nas zaopatrzyć w ciuchy, żarcie czy telefony nauczyli nas Niemcy, Francuzi lub Szwedzi. Nie mamy nawet własnej sieci hoteli. Żeby sprzedać 100 tys. samochodów potrzebna jest sieć dilerska, której nie ma i nie będzie. Potrzebne są warsztaty naprawcze, do których dojechać muszą części zamienne. Państwo niczego takiego nie stworzy. Prywatny inwestor szybciej zainwestuje w kolejny salon Škody, niż w handel towarem interesującym samotnych ekoidiotów jeżdżących elektrycznymi rowerami, którzy doszli do wniosku, że trzeba przesiąść się na coś bardziej ekstrawertycznego, gdyż przyszedł na nich czas prokreacji.
WIĘCEJ REALIZMU
Sugerowałbym bankierom i szaleńcom trwoniącym nasze pieniadze. Zarzućcie ten projekt. Szukajcie nowych pomysłów na polski przemysł, które zasadzać się muszą na takich mniej więcej pryncypiach :
Niezbyt skomplikowana produkcja urządzeń o długiej żywotności, przy której, na każdym stanowisku technologicznym potrzebny jest rosyjski młotek a nie szwajcarska obrabiarka sterowana numerycznie. W tym jesteśmy akuratni. Lokomotywy, wagony, tramwaje, jachty. To nam się udaje. Robi się to powoli, może być na bani. Pół roku w tą, czy w tamtą nie robi różnicy. Potem chodzi to 20 lat a może i dłużej.
To muszą być rzeczy proste. Wykonywane w oparciu o lokalną infrastrukturę kilku dostawców ( najwyżej 5). Z którymś zawsze jest się skłóconym. Katolem albo kryptokomunistą jadającym golonkę w piątek. Ale jednego da się zamienić. Jak w gospodarkę zaprzęgniemy chiński konfucjanizm i spedycję na dystansie 10 tys. kilometrów — no to nie. Myślę zatem o pralkach, kotłach centralnego ogrzewania, włazach przeciwburzowych i na przykład pompach przemysłowych dużej mocy.
W ogóle, co jasno widać, Polacy powinni wytwarzać materialną rzeczywistość, w której jest mało elementów ruchomych. Polak to urodzony budowlaniec. Obecnie stawia altanki ogrodowe w Anglii, komunalne bloki dla biedoty w Szwecji a ongiś cukrownie i cementownie dookoła świata. Nawet, jak coś się spierdoli na budowie, tego od razu nie widać. Chodzi o to aby prawidłowo obsadził drzwi i okna, które na szczęście zrobione są przez Kanadyjczyka lub Niemca.
W międzynarodowym podziale pracy nie powinniśmy też wstydzić się rolnictwa. Jabłka, kartofle oraz szparagi a nawet truskawki. Tu jest potencjał, tradycja oraz polska marka. Niekwestionowana jakość pochodząca od matki natury. Jako jedyni na świecie potrafimy kwasić ogórki i kisić kapustę – wykorzystajmy te unikalne z na skalę globu sprawności.
No i w końcu jeżeli już musimy z tym przemysłem maszynowym. Muszą być to produkty, w których estetyka ma drugorzędne i pomijalne znaczenie. Styliści rodzą się w Wenecji i w Neapolu. Naszym designerom z Kalisza powierzyłbym jakieś prace wykończeniowe przy maszynach rolniczych ( tych bez własnego napędu) i panelach ogrodzeniowych. O tak ! Płoty to z pewnością nasza narodowa specjalność. Wielkogabarytowe konstrukcie stalowe oparte o kratownice ( np. słupy wysokiego napięcia), elementy infrastruktury drogowej np. bariery kinetyczne i dźwiękochłonne lub na przykład, jakieś zunifikowane mosty średniej nośności.
W motoryzacji, która ma sto lat, społeczeństwo składające się w większości z kierowców w pierwszym pokoleniu, na światową skalę nie ma szans. Poczekajmy aż ilość śmiertelnych ofiar w wypadkach drogowych wyniesie zero. Wtedy można się zastanawiać.
Napisał:
Robert Jaruga
PRZYPISY:
* — że Izera jest najdroższym samochodem świata, jest to oczywiście obecnie jeszcze dopuszczalna publicystyczna przesada. Chyba, że przyjmiemy iż owe 500 mln zł wydaliśmy tylko na dwa egzemplarze. Dałoby to 250 mln za sztukę. Najdroższy fabryczny, nowy samochód na rynku Bugatti La Voiture Noire sprzedawany jest za ok. 19 mln dolarów ( nie jest tego wart). Natomiast w kategorii nas interesującej. Zmiana nadwozia pojazdu w produkcji, na przykład przejście Seata Ibizy z trójki na czwórkę kosztowało Volkswagena 200 mln dolarów. Prace koncepcyjne, zupełnie nowy projekt oraz linia produkcyjna nowego modelu pojazdu w istniejącej fabryce to ok 600 mln dolarów.
NOTA REDAKCYJNA
Nota Redakcyjna, to stopień doskonałości tekstu, jaką zdaniem zespołu redakcyjnego osiągnął autor mozoląc się przy komputerze.
Ów stopień wyrażamy w procentach, ponieważ wszystko, co zawiera procenty jest dużo bardziej godne uwagi niż to, co procentów nie zawiera, vide piwo bezalkoholowe.
Idealny tekst, czyli taki, który nie istnieje otrzymałby
100 PROCENT
Dziś dajemy:
Ponieważ :
- sprawa jest na miarę być albo nie być narodu.
Brakuje nam jednak, tego o co w każdym dobrym kryminale chodzi – mianowicie, kto zabił ?
Bez tych personaliów, nie można powiedzieć, że tekst jest stuprocentowy, bo nie jest.

O AUTORZE :
Jest sukcesem reprodukcyjnym ojca Józefa i matki Marii. Jasno z tego wynika, że urodził się w świętej rodzinie. Skończył dziennikarstwo w Warszawie i nauki polityczne w Hamburgu.
Wolno mu więc o sobie mówić, że jest prawdziwym hamburgerem. Pociesza go, że składa się z inteligentnej materii o masie 1300 gramów (waga mózgu).
Martwi, że zliczając masę 7,3 miliarda mózgów zamieszkujących Ziemię wychodzi, że inteligentna materia stanowi pomijalny procent materii nieinteligentnej, z której składa się makrokosmos.
(Perfekcyjny w pielęgnacji swej intelektualnej niezależności – przyp. red).
Nawkładaj Autorowi ile wlezie
Formularz Kontaktowy
SKOMENTUJ
ALE…
Możesz zamieścić swój komentarz poniżej. Być może obraźliwy, prześmiewczy a nawet wulgarny pod warunkiem, że podpiszesz go własnym imieniem i nazwiskiem figurującymi w dokumentach metrykalnych.
Wszelkie komentarze, których autorzy wstydzą się tego co myślą i co zatem idzie piszą, przez co rozumiemy niechęć do wyjawiania swoich danych, będą usuwane.
Jeżeli czujesz potrzebę nawsadzania autorowi bezpośrednio a chciałbyś być anonimowy, użyj formularza kontaktowego powyżej.
Twoje uwagi, zgryźliwości oraz jak przypuszczamy również peany, trafią do skrzynki mailowej autora. Wiąże się to z niebezpieczeństwem, że możesz nawet otrzymać jakąś odpowiedź, propozycję lub zostać wyzwany na pojedynek.