Gdyby zaufanie było temperaturą .…
najwyższą temperaturę zaufania w Polsce, pośród aktywnych polityków miał był prezydent Bogusław Komorowski. Oczywiście jeżeli ufać tym wszystkim instytucjom od badania zaufania. W kwietniu 2015 roku, temperatura zaufania wynosiła u niego, rekordowe 75 proc. Takowoż Komorowski przerżnął mające miejsce miesiąc później wybory z Andrzejem Dudą, któremu temperaturę zaufania zmierzono na 12 proc.
Po tym incydencie pomyślałem, że być może zaufanie popełniło samobójstwo ?! Już go niema!? A może w ogóle go nie było?! Było terminem bezzasadnie wymyślonym, cygaństwem niczym „cieplik” – niezniszczalna i nieważka substancja odpowiedzialna rzekomo za istnienie i przemieszczanie się ciepła.
Bujda na resorach.
W każdym razie Komorowski nadszarpnął społeczne zaufanie do Komorowskiego. Jest on obiektywnie odpowiedzialny za rządy Dudy oraz PiS‑u. No chyba, że mylili się uczeni — dopuszczałem również, bo o nieuczciwość intelektualną, brakoróbstwo lub świadomą manipulację nie godzi się ich podejrzewać.
Jakkolwiek ci, niezrażeni swoją porażką mędrcy profesorowani od zaufania, nadal do dziś działają. Publikują niemal co trzy dni, rezultaty jakichś sondaży zaufania:
Dwa tygodnie temu zaufanie do Dudy drastycznie spadło — vide „Gazeta Wyborcza”. Tydzień temu Duda jest liderem społecznego zaufania — vide „Gazeta Wyborcza” .
Chociaż nadzwyczaj dbam o własną wygodę, unikając deliberacji nad pierdołami, problem zaufania spłynął na mnie, chcąc nie chcąc, nieoczekiwanie.
Zadzwonił telefon. Jakaś pani prosiła o odpowiedź na kilka pytań w kwestii zaufania lub braku zaufania do polityków. Mogłem wyrazić swoje zaufanie w cyfrach od 1 do 5. Podobnie mogłem się rozmieniać na cyferki in minus, jeżeli chodzi o brak zaufania.
Przeleciało mi przez myśl, że ta moja teoria o zaufaniu, jako temperaturze, to nie jest zupełnie bez sensu. W prawdzie nie procentami i stopniami Celsjusza, hektarami czy decybelami ale cyferkami zaufanie potrafią wymierzyć 1; 2; 3; 4; 5 ! ?
Posłusznie odpowiadałem na pytania, nie wiem dlaczego, zastanawiając się jednocześnie, czym sobie zasłużyłem na takie zaufanie, że pytają mnie o moje zaufanie ?!
Kiedy babsko się już rozłączyło, mianuję ową tak, bo jej zachowanie było nieco tendencyjne:
„- Donald Tusk ?” Odpowiadam 2. A ona pyta: „ — Tylko 2 ?” No 2, bo co ? doszedłem do przekonania, że chyba mimowolnie nałgałem, Dudzie ujmując tyle a tyle i Czarzastemu dodając trochę więcej niż zero.
Zasadniczo przecież ufam wszystkim, mniej więcej w 99 proc. a to tylko dlatego, że wiem iż świat jest nieidealny.
Gdybym tego nie wiedział, ufałbym na 100 proc.
Na przykład, na 99 proc. ufam Antoniemu Macierewiczowi. On mnie jeszcze nigdy nie zawiódł, jako kompletny osioł. Wieżę również w jego prawdomówność. Jego prawdomówność polega na tym, że mówi to, w co sam wierzy, czyli mówi prawdę. Są to prawdy wiary Antoniego Macierewicza. Niepodważalne fakty psychiczne w jego umyśle, których ów umysł nie jest w stanie samodzielnie oraz nawet z niejaką pomocą z zewnątrz podważyć.
Młotkiem z głowy mu nie wybijesz. Że obiektywnie jest to nieprawda!? — nic nie szkodzi. Macierewicz jest człowiekiem absolutnie uczciwym.
Podobne zaufanie do uczciwości mam wobec prezesa Narodowego Banku Polskiego, niejakiego Glapińskiego. W dodatku profesora, który głosi jakieś prawdy typu, że pieniądze NBP – nie są pieniędzmi społeczeństwa albo, że każdy dynamiczny rozwój gospodarczy wiąże się z inflacją, tudzież, że rząd nie jest odpowiedzialny za inflację.
Są to prawdy profesora Glapińskiego. Absolutnie ufam prof. Glapińskiemu. Jestem pewien, że jego kolejne uzewnętrzniane na tematy gospodarcze prawdy, będą równie rewizjonistyczne i wprawiające w zdumienie patentowane ekonomiczne głowy, jak dotychczas. Ufam, że Glapiński będzie działał w tej manierze, tak dalej albowiem jest on, dajmy na to, jak pająk.
Pająki plotą pajęczyny ciężko pracując, choć nie wiedzą jak i dlaczego. Prawdopodobnie nie przypuszczają, że pajęczyna przyczyni się do wielu unicestwień istnień muszych. Glapińskiego zatem darzę takim samym zaufaniem, jak pająka. Widzę pająka – myślę na 100 proc. zrobi pajęczynę – no i to się na 99 proc. sprawdza.
Pojawia się fundamentalne pytanie, o prawdziwą naturę rzeczy owego zaufania społecznego, które obmierzane jest przez badaczy zaufania społecznego ?
Jest przejawem społecznej nerwicy ? A może wypadkową jakiegoś wielomianu agregującego znaność życiorysu, ładność obdarzanego zaufaniem, częstotliwość pokazywania go w telewizorze, podniecenia seksualnego przezeń wywoływanego ? A może ciepłotą emitowanej przezeń światłości lub rodzajem koloru, który jako jedyny, rozpoznajemy nosem ?
Istnieją wprawdzie jakieś słownikowo etymologiczne wyjaśnienia, filozoficzne, ba nawet religijne (Amerykanie na dolarach wypisują „In God we trust”, co prawie na pewno jest literówką. Miało być: „In Gold we trust”. Zecerowi wypadło po prostu „l”) ale czy ja wiem ?
Poważna zdawałoby się organizacja OECD – zrzeszająca wszystkie kraje o poziomie rozwoju zbliżonym do Europy, publikuje rok rocznie szczegółowe raporty dotyczące zaufania.
Albowiem jak uważa: „Zaufanie jest podstawowym elementem kapitału społecznego – kluczowym czynnikiem utrzymania dobrostanu i rozwoju gospodarczego.”
Prezentowane są potem drobiazgowe infografiki, z których wynika, że w krajach o najwyższym stopniu rozwoju i dobrobytu ludzie ludziom ufają w nadzwyczajny sposób. Zaufanie publiczne, czyli człowieka do człowieka, jest najwyższe w Szwecji, Norwegii, Szwajcarii – w okolicach 60 proc. Natomiast, kiedy zbliżamy się do poziomu nędzy, wyrażanej w PKB: Tanzania, Zimbabwe, Uganda i Peru, poziom dowierzania międzyludzkiego spada w okolice żałosnych 8 proc.
Kolejnym dowodem ważkości zaufania dla postępu i dobrobytu są słupki wykazujące zaufanie społeczeństwa do instytucji państwa i własnego rządu. I tu naukowcy znów dowodzą, że w Szwecji, Dani, Norwegii, Luksemburgu i Holandii w dziesięciostopniowej skali, zaufanie to oscyluje niezmiennie, bez względu która opcja polityczna rządzi, w granicach ośmiu a w Polsce około trzech.
Gdyby takie poglądy reprezentowane były przez jakąś gównouczelnię lub chujoinstytut socjotutyczny, można by mniemać, że to — jakaś lokalna aberracja wynikająca ze stawiania spraw na głowie.
Twierdzenie, iż zaufanie wywołuje dobrobyt i rozwój to wszak odwrócenie zjawisk. To raczej dobrobyt i zamożność powodują, że w Kopenhadze pozostawić można rower bez kłódki, gdyż jego relatywnie niewielka wartość, gwarantuje iż nie zostanie ukradziony. To raczej majętność wywołuje, że jeden drugiego nie stara się złupić, ponieważ nie ma z tego widocznych korzyści.
Równierz to tak zwane zaufanie do rządów, w krajach o wysokim statusie gospodarczym obywateli, nie wynika z rzeczywistego zaufania. Ludzie mogą polegać na samych sobie. Rządy nie są im potrzebne a zwłaszcza do tego aby im ufać.
Przeciętny Szwed ma zaufanie do swojego rządu polegające na tym, że nie będzie się ów rząd wtrącał w jego sprawy, sprawy jego miasta lub komuny.
Czym większa jest osobista pewność siebie, tym mniejsza potrzeba polegania na władzy. Ludziom niepotrzebnym ufa się najbardziej. Ja na przykład ufam obywatelom Nowej Zelandii w każdej sprawie – bo żadnego nie znam.
Zaryzykowałbym zatem tezę, iż pojęcie zaufania, w gruncie rzeczy, nie reprezentuje żadnej obiektywnej, skonwencjonalizowanej rzeczywistości.
W najlepszym razie oznacza wiarę, że umysł indywidualny lub umysłowość zbiorowa/instytucjonalna jest podobna do naszego własnego umysłu. W sytuacjach, których nawet nie przewidujemy, postąpią owe, tak samo jakbyśmy sami postąpili.
Co tu wiele gadać. Mamy do czynienia ze złudzeniem. Fatamorganą. Urojeniem. W gruncie rzeczy badacze zaufania, którym najwyraźniej rozsądek wymknął się spod kontroli, mierzą coś, co obiektywnie nie istnieje.
Aczkolwiek nie można zignorować, że owo coś, nie coś, tytułowane „zaufaniem: jest to jakiś wskaźnik, jak władzy idzie polowanie na głosy wyborców. Czym złudzenie „zaufania” jest wyższe, tym prezesur do obsadzenia w spółkach skarbu państwa dla rodziny, kontraktów dla pociotków więcej a możliwości marnotrawienia europejskich pieniędzy stają się szersze. Tak to pasożyty karmią się i są dokarmiane złudzeniami.
Napisał:
Robert Jaruga
NOTA REDAKCYJNA
Nota Redakcyjna, to stopień doskonałości tekstu, jaką zdaniem zespołu redakcyjnego osiągnął autor mozoląc się przy komputerze.
Ów stopień wyrażamy w procentach, ponieważ wszystko, co zawiera procenty jest dużo bardziej godne uwagi niż to, co procentów nie zawiera, vide piwo bezalkoholowe.
Idealny tekst, czyli taki, który nie istnieje otrzymałby
100 PROCENT
Dziś dajemy:
Ponieważ :
- sprawa jest na miarę być albo nie być narodu.
Brakuje nam jednak, tego o co w każdym dobrym kryminale chodzi – mianowicie, kto zabił ?
Bez tych personaliów, nie można powiedzieć, że tekst jest stuprocentowy, bo nie jest.
O AUTORZE :
Jest sukcesem reprodukcyjnym ojca Józefa i matki Marii. Jasno z tego wynika, że urodził się w świętej rodzinie. Skończył dziennikarstwo w Warszawie i nauki polityczne w Hamburgu.
Wolno mu więc o sobie mówić, że jest prawdziwym hamburgerem. Pociesza go, że składa się z inteligentnej materii o masie 1300 gramów (waga mózgu).
Martwi, że zliczając masę 7,3 miliarda mózgów zamieszkujących Ziemię wychodzi, że inteligentna materia stanowi pomijalny procent materii nieinteligentnej, z której składa się makrokosmos.
(Perfekcyjny w pielęgnacji swej intelektualnej niezależności – przyp. red).
Nawkładaj Autorowi ile wlezie
Formularz Kontaktowy
SKOMENTUJ
ALE…
Możesz zamieścić swój komentarz poniżej. Być może obraźliwy, prześmiewczy a nawet wulgarny pod warunkiem, że podpiszesz go własnym imieniem i nazwiskiem figurującymi w dokumentach metrykalnych.
Wszelkie komentarze, których autorzy wstydzą się tego co myślą i co zatem idzie piszą, przez co rozumiemy niechęć do wyjawiania swoich danych, będą usuwane.
Jeżeli czujesz potrzebę nawsadzania autorowi bezpośrednio a chciałbyś być anonimowy, użyj formularza kontaktowego powyżej.
Twoje uwagi, zgryźliwości oraz jak przypuszczamy również peany, trafią do skrzynki mailowej autora. Wiąże się to z niebezpieczeństwem, że możesz nawet otrzymać jakąś odpowiedź, propozycję lub zostać wyzwany na pojedynek.