NA WŁASNYCH ŚMIECIACH
— Czego nasza kapitalistyczna cywilizacja produkuje najwięcej ? Otóż ona produkuje najwięcej tego, czego nikt tak naprawdę nie potrzebuje. Tym czymś są śmiecie.
Jeżeli spojrzycie ponad ekran,
zakładam, że jesteście w domu, wszystko, co zobaczycie będzie kiedyś odpadem. Choinka wraz z bombkami, wasz piękny plazmowy telewizor, skórzana kanapa, ferrari, jakie macie na podjeździe przed garażem, garnitur od Hugo Bossa, w który zakładam jesteście ubrani, no i ten monitor, kiedyś staną się li tylko śmieciami.
Są różne metody pomiaru dobrobytu społeczeństw,
natomiast jeden jest niezawodny. Ilość odpadów komunalnych na mieszkańca. Jest ona największa, w krajach o najwyższej stopie życiowej. Dania, która jest rajem na ziemi, Niemcy, które gdyby nie paskudne incydenty z przeszłości też by nim były, czy Szwajcaria, są rekordzistami świata w produkcji śmieci na obywatela. Jest to odpowiednio 766, 615, i 700 kg rocznie. Widać żeśmy są bidokami ze swoimi skromnymi 329 kg odpadów na twarz. Poniekąd jest to logiczne. Zarabiający więcej, kupują więcej, więc jest więcej opakowań, odpadków i tak dalej, które trafiają do kubła.
Zgodnie z ustawą,
od 7 lat, za odbieranie śmieci odpowiedzialne są samorządy. Jest to o tyle słuszne, że tak jest wszędzie w Europie. No i gdyby polegać na odpowiedzialności i kulturze osobistej nas, obywateli Rzeczpospolitej, zamiast drzew w lasach rosłyby nam hałdy badziewia.
Samorządy więc odbierają i każą sobie za to płacić. Co do zasady system gospodarki odpadami ma się bilansować. Zabroniono magistratom na tym zarabiać, aby chronić ludność przed zdzierstwem własnych radnych, burmistrzów i prezydentów demokratycznie wybranych, ale już wynagradzających samych siebie według własnego widzimisię. Nie brano pod uwagę jednak, że prowadzenie buchalterii odpadowej nie wystarczy, aby zapobiec drożyźnie.
Samorządy na ogół nie mają własnych wysypisk, spalarni, transportu ani nie zajmują się recyklingiem1. W Sejmie wymyślili, że brudną robotą trudnić się będzie wolny rynek, a radni liczyć będą jedynie kasę.
Problem jest taki
, że w branży śmieciowej monopol jest niejako naturalny. Wysypisk śmieci nie będzie więcej, niż wojewoda na nie pozwoli. Ilość spalarni odpadów koncesjonowana jest przez rząd PiS‑u. Powołanie przedsiębiorstwa, które ma własne śmieciarki nie jest, jak założenie Ubera. Śmieciara, nie kosztuje 700 zł, jak telefon komórkowy, tylko 700 tys. Kto, w to inwestuje musi mieć pewność, że potem wygra przetarg na odbiór odpadów, no bo żywych ludzi w koszach na śmieci wozić nie idzie. Zainteresowanie niewielkie.
W branży działają te same przedsiębiorstwa, mające rodowód jeszcze w socjaliźmie lub założone przez byłych dyrektorów Miejskich Przedsiębiorstw Oczyszczania. Obecnie zarządzane już przez kolejną generację. W odpadach robią zresztą rodziny, co łatwo się przekonać, przeglądając dane rejestrowe spółek odpadowych. W ogóle atmosfera w branży jest rzec można familiarna.
Normą jest, że do przetargu w gminie staje jeden oferent. Co najwyżej dwóch. Przy czym ten drugi jest z sąsiedniej gminy. Jak wygra to zmonopolizuje rynek, bo przecież tego pierwszego wykończy. Potem będzie jeszcze większy problem. Polityka przetargowa, usług odbioru śmiecia przeróżnego, wymaga delikatności i białych rękawiczek. System przetargowy, który miał był, zapobiegać wzrostowi cen, stał się jedynie administracyjną formalnością.
Patologii rząd PiS chciał zaradzić.
Do roku 2019 zabroniony był transport odpadów komunalnych na terenie kraju, co umacniało pozycję lokalnych monopolistów. Rząd Mariusza M. to zmienił. Dzięki temu, widzicie coraz częściej, mijające was pojazdy z napisem „ODPADY”. To być może zawartość koszy z okolic Szczecina jedzie do Rzeszowa, z Warszawy do Białegostoku a z Wałbrzycha do Bydgoszczy (1). Bo to jest rachunkowo tańsze. Oczywiście faktycznie nie jest.
Przedsiębiorcy śrubujący ceny odbioru odpadów, nie są temu winni. Utrzymują, że za wzrost cen odpowiada rząd PiS, który podniósł płacę minimalną wraz z ZUS-em i podatkiem od tego. Opłata środowiskowa, za składowanie każdej tony śmieci na wysypisku, która wynosi 270 zł, w ciągu roku 2018, wzrosła o prawie 90 proc. No i te znaczki na listy zdrożały, odkąd PiS rządzi Pocztą Polską, konkretniej Jacek Sasin.
Ponieważ ceny odbioru idą w górę, samorządowcy wymyślają rzekomo, coraz sprawiedliwsze stawki za ich odbieranie. Gówno z tego wychodzi. Żeby daleko tego gówna nie szukać wystarczy spojrzeć na Warszawę.
Opłata za wywóz odpadów w stolicy, w 2019 roku, wzrosła o prawie 90 proc. Nie jest to rekord ‚bo niektórym wyszło tych procentów 160. Obecnie radni wymyślili, na rok następny 2021, kretyński sposób liczenia śmieci, w oparciu o zużytą wodę. Do tego przyjebał się prokurator, zarzucając, nie owijając w bawełnę, radnym głupotę. Radni przyjęli, że średnio obywatel Warszawy zużywa 4 m³ wody ( większość miałaby rozliczać się według tej średniej) i to trzeba, razy 12,73 zł przemnożyć. Więc powinien zapłacić za odpady 50,92 zł.
Po pierwsze nie wiadomo z skąd się wzięło te 12 zł z groszami, po wtóre można by od razu przyjąć, że każdy warszawiak ma zapłacić 50,92 złotego, bo ów wodny współczynnik nie ma żadnego sensu, skoro mnożna i mnożnik są zawsze takie same. Prokuratura także zauważyła, że ustawodawca zdefiniował maksymalną opłatę za odpady, która wynosi 36,38 zł. miesięcznie od osoby (2). Stosowanie jakiegoś wodnego współczynnika, jest próbą po prostu obejścia ograniczeń ustawowych. 51 zł to zdecydowanie więcej niż 37.
Podobne poszukiwanie sprawiedliwości trwa w samorządach całego kraju, jednak bezskutecznie, bo kolektywnie opłaty po prostu muszą wzrosnąć. To oczywiście, jak wszystkie podwyżki, najbardziej uderza w tych, co mają pieniędzy najmniej.
*
Na zdrowy rozum najlepiej byłoby odpady spalać, zwłaszcza, że Norwegowie o zdrowszych niż nasze rozumach, których jest 5 milionów osobników, mają 11 spalarni a my choć jest nas milionów 38, mamy ino 8.
Rząd PiS jednak twierdzi, że nie można. Ma związane ręce horyzontalną polityką Unii Europejskiej, która nie tyle spalaniu jest przeciw, co domaga się, aby z odpadów więcej odzyskiwano surowców wtórnych. Można spalać, co najwyżej 50 proc. śmieci, reszta do recyklingu. Jeżeli nie, rząd PiS zapłaci kary do Unii według stawki 3,5 tys. zł za tonę niezrecyklingowanego plastiku. Opłatę trzeba by przerzucić na samorządy, a te musiałyby podzielić ją jeszcze wśród obywateli. Śmiecie zdrożałyby katastrofalnie.
Więc rząd PiS, kazał odpady segregować, żeby były do recyklingu i kar nie płacić. Samorządy zainwestowały w kolorowe pojemniki i takowe worki. Stworzono harmonogramy odbioru, aby butelki, kiedy indziej a skorupki po jajkach jeszcze w innym terminie. Zapłacono za to w chuj pieniędzy, z efektem takim, że koszty gospodarki odpadowej w gminach wzrosły. Dlaczego ?
Wszystkim,
którzy w latach młodości zbierali makulaturę aby chronić lasy, oddawali butelki do skupu za pieniądze oraz szmaty, wydaje się, że robili dobrze i byli pożyteczni. To już nie jest aktualne.
Kapitalizm nabrał takiego rozpędu, że wyprodukowanie nowych butelek z piasku, papieru z sosen a także plastiku z ropy naftowej, jest wielokrotnie tańsze niż pozyskanie surowców w drodze recyclingu. Stare trzeba zebrać, oczyścić, zwieść, oddzielić to co się nie nadaje, przemielić, a surowiec i tak nie będzie, jak nowy. Klienci będą się krzywić.
Jeżeli zmieszane śmiecie wpierdolimy do jednego pojemnika i wywiezie się je na śmietnik, gmina zapłaci od 210 do 600 zł za tonę ( w zależności od regionu kraju) natomiast te posegregowane kosztują już 400 do 1000 zł za tonę.
Czym bardziej gminy będą segregować, tym będziecie drożej płacić za śmieci. Ale jeszcze drożej będzie, jeżeli nie będziecie segregować, bo wtedy, jak wspomnieliśmy ów podatek do Unii wyniesie 3,5 tys. zł . Jakby nie spojrzeć dupa z tyłu, a cokolwiek zrobisz będzie źle.
Najlepiej byłoby więc z tymi śmieciami nic nie robić, czyli składować. Wtedy można tłumaczyć w Unii, że wprawdzie jeszcze niezrecyklingowane ale do ognia nie poszły. To leżenie kosztuje 270 zł za tonę dla marszałka województwa, którą to opłatę konsekwentnie podnosi rząd PiS od lat, co roku, aby tym sposobem chronić środowisko naturalne, przed katastrofą.
Skoro przybywa odpadów na wysypiskach,
a są one ekstremalnie łatwopalne, oczywiście tylko wtedy, kiedy leżą na wysypiskach, wybuchają pożary. W 2018 roku odnotowano o 84 proc. więcej pożarów wysypisk śmieci, niż w 2017. Konkretnie było ich 243. Danych za rok 2019 brak. Śmiecie ulegają naturalnie samozapłonowi, ale ludzie mają z tego taką korzyść, że każda tona, która poszła z dymem, stwarza miejsce dla kolejnej tony, za którą jakaś gmina zapłaci, ile wyżej wymieniono.
Z pożarami trzeba walczyć, bo powodują raka gorszego niż papierosy, więc rząd PiS wymyślił w zeszłym roku, iż każde składowisko odpadów ma być wyposażone na wypadek ognia, jak nie przymierzając lotnisko. Drogi pożarowe, hydranty, wozy strażackie, czujniki dymu i temperatury. Śmieciarze inwestują miliony, które to inwestycje wliczone są w koszty, jakie poniosą gminny, czyli wszyscy. Pożarów nieco podobno ubyło.
Jednak deficytu pojemności wysypisk legalnych przybywa. Inny sposób na sprostanie deficytowi znalazł się niejako sam. Legalna firma mogąca składować odpady, oddaje je kolejnej firmie legalnie a ta następnej, a na końcu łańcucha jest firma krzak, która wynajmuje starą halę PGR‑u, tudzież bazę transportową i tam składuje śmiecie. Prezes firmy krzak przestaje istnieć a śmiecie zalegają na posesji wynajmowanej.
To w końcu wykrywają stosowne służby rządu PiS‑u. Nakazują właścicielowi posesji uprzątnięcie brudów. Ten nie ma forsy. Więc inspektorat środowiska wydaje rozkaz sprzątania gminie. Potem w drodze regresu ta, jak znajdzie właściciela odpadów, dochodzić może należności. W praktyce nie ma od kogo, bo właściciel jest na wygnaniu w Kijowie lub siedzi na Montelupich w Krakowie.
Gmina musi więc zapłacić za odpady z własnej kieszeni, choć zwykle dorzuca jej nieco Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska, z pieniędzy uzyskanych od niemieckich podatników.
W Polsce jest jedna niezastąpiona w sprzątaniu nielegalnych wysypisk spółka Mo-BRUK z siedzibą w Niecwi. Założycielem firmy jest Józef Mokrzycki były wójt gminy Korzenna. Zarząd składa się z pięciu członków, z których każdy nosi nazwisko Mokrzycki ( to Mo – w nazwie to właśnie od tego). Spółka Mo-BRUK wygrywa praktycznie każdy przetarg na zagospodarowanie odpadów z nielegalnych składowisk. Umowa z miastem Gorlice na likwidację 5 tys. ton opiewa 48,9 mln zł netto. Z powiatem zgierskim za likwidację 2 tys. ton odpadów nielegalnie zgromadzonych wyniosła 15,7 mln zł. Jakieś 2,6 mln zł Mo-BRUK zainkasował ostatnio za uprzątnięcie pogorzeliska w Bielsku-Białej.
Ceny te zaczynają być szokujące, kiedy się okazuje, że tona śmieci wraz z VAT-em kosztuje w zależności od przetargu prawie 10 tys. zł !
Mówiąc szczerze
takich cen za utylizację nie płacą nawet ci, którzy pozbywają się kłopotliwych śmieci na lewo. Nie otrzymywali również, szefowie grup przestępczych, których nielegalne składowanie odpadów zaprowadziło za kraty. Istotnym jest też to, co się dzieje ze śmieciami potem. Otóż trafiają do spalarni Mo-BRUK, gdzie robi się z tego ciepło i prąd, który każdy chce kupić. Mogłyby tam trafić wcześniej, z pominięciem całej zabawy i tych straconych przez społeczeństwo dziesiątków milionów złotych, ale nie było tym śmieciom wolno.
Frapującym jest, że spółka Mo-BRUK twierdzi, że jej dochody będą rosnąć a rynek będzie się rozwijał. Skąd ta pewność ?! Przeświadczenie, że zarabia się na patologicznym systemie a ten będzie jeszcze eskalował, powinno być zasadniczo raczej dyskomfortowe a nie stanowić powód, którym się człowiek chwali aby zwyżkowały akcje giełdowe własnej spółki. 10 tys. zł za tonę wsadu do pieca energetycznego – to jest korona patologii.
Bądźmy jednak poważni i uczciwi. Właściwie oceńmy stopień zidiocenia polskiego systemu gospodarowania odpadami.
Chodzi o 12 ‑13 mln ton śmieci rocznie. Nie jest to dużo. Węgla wydobywamy 5 razy więcej. Gigantyczne rzekomo podwyżki za wywóz odpadów, to jest nominalnie kilkanaście złotych miesięcznie. I tak jest tanio, bo gdyby ludzie utylizowali 30 kg zawartości własnych śmietników według osobistej pomysłowości i możliwości, byłoby drożej. Zwłaszcza, że ok. 15 proc. zobowiązanych obywateli w Polsce nie płaci za odbiór odpadów, choć z wywózki korzysta. Co prawda są jednak i tacy, którzy nie korzystają ale płacą.
Problem śmieciowy ujawnia, że stosunkowo prosty obszar działalności ludzkiej, jakim jest likwidacja odpadów, stwarza dla rządów Prawa i Sprawiedliwości barierę nie do pokonania. Dla posła Jacka Ozdoby, sekretarza stanu z Ministerstwa Klimatu, jego szefa ministra Kurtyki, czy szczęśliwie ostatnio odwołanego z funkcji Głównego Inspektora Ochrony Środowiska Pawła Ciećko, są to po prostu rzeczy, tak złożone i o takim stanie komplikacji, że aby osiągnąć satysfakcjonujące rozwiązanie, przełom konceptualno-teoretyczny mogący rozwiązać problem, jest tylko jeden sposób: modlitwa. Bez udziału opatrzności, boskiej iluminacji i jeżeli anioł Gabriel nie przyśni się któremuś z wymienionych, po prostu się nie da.
I to jeszcze nadal nie jest problem. Takie piso-umysły zarządzają w Polsce zdecydowanie istotniejszymi dziedzinami: jak podatki, bankowość, walka z zarazą a teraz wzięły się jeszcze za media. Amen.
Wbrew lansowanej bezpodstawnie tezie, przez nieumiejących liczyć dziennikarzy z TVN i „Gazety Wyborczej” — Polska nie jest wysypiskiem śmieci Europy. Nielegalny i legalny wwóz odpadów do kraju jest marginalny. Nawet na czarno jesteśmy za drodzy.
- To nie żart. Tak właśnie podróżują śmiecie po Polsce.
- Sposób obliczenia tej wartości jest dość skomplikowany. Aby nie nudzić, podaliśmy wynik ostateczny.
Napisał:
Robert Jaruga
NOTA REDAKCYJNA
Nota Redakcyjna, to stopień doskonałości tekstu, jaką zdaniem zespołu redakcyjnego osiągnął autor mozoląc się przy komputerze.
Ów stopień wyrażamy w procentach, ponieważ wszystko, co zawiera procenty jest dużo bardziej godne uwagi niż to, co procentów nie zawiera, vide piwo bezalkoholowe.
Idealny tekst, czyli taki, który nie istnieje otrzymałby
100 PROCENT
Dziś dajemy:
Ponieważ:
Jest to najlepszy tekst o śmieciach, jaki kiedykolwiek napisano, chociaż został opublikowany, dzięki grzeczności redakcji, zamiast wylądować w koszu na śmiecie po prostu. Powiedzieć trzeba: tak, tak Panie Redaktorze. Ma Pan rację no i co z tego!? Wysypiska śmieci pełne są równie słusznych, co niepotrzebnych nikomu poglądów.

O AUTORZE :
Jest sukcesem reprodukcyjnym ojca Józefa i matki Marii. Jasno z tego wynika, że urodził się w świętej rodzinie. Skończył dziennikarstwo w Warszawie i nauki polityczne w Hamburgu.
Wolno mu więc o sobie mówić, że jest prawdziwym hamburgerem. Pociesza go, że składa się z inteligentnej materii o masie 1300 gramów (waga mózgu). Martwi, że zliczając masę 7,3 miliarda mózgów zamieszkujących Ziemię wychodzi, że inteligentna materia stanowi pomijalny procent materii nieinteligentnej, z której składa się makrokosmos. (Perfekcyjny w pielęgnacji swej intelektualnej niezależności – przyp. red).
Nawkładaj Autorowi ile wlezie
Formularz Kontaktowy
SKOMENTUJ
ALE…
Możesz zamieścić swój komentarz poniżej. Być może obraźliwy, prześmiewczy a nawet wulgarny pod warunkiem, że podpiszesz go własnym imieniem i nazwiskiem figurującymi w dokumentach metrykalnych.
Wszelkie komentarze, których autorzy wstydzą się tego co myślą i co zatem idzie piszą, przez co rozumiemy niechęć do wyjawiania swoich danych będą usuwane.
Natomiast jeżeli czujesz potrzebę nawsadzania autorowi bezpośrednio a chciałbyś pozostać anonimowy, użyj formularza kontaktowego powyżej.
Twoje uwagi, zgryźliwości oraz jak przypuszczamy również peany, trafią bezposrednio do skrzynki mailowej autora. Wiąże się to z niebezpieczeństwem, że możesz nawet otrzymać jakąś odpowiedź, propozycję lub zostać wyzwany na pojedynek.
Robert Jaruga
10 kwietnia 2021 około godziny : 19:35Co za śmiecie ?