DEFEKT TYGODNIA
Otóż najważniejszymi górami na świecie są oczywiście Tatry, których powierzchnia wynosi jakieś 175 km kwadratowych, jak twierdzą geodeci, którzy nie biorą pod uwagę, że góry rozwinięte w płaszczyźnie mają zdecydowanie większe powierzchnie, niż Bałtyk, który już bardziej płaski być nie może. Dlatego, rzeczywistą powierzchnię polskich Tatr można szacować na jakieś 500 km do kwadratu.
KRÓL GÓR
Obecnie tym regionem, 100 razy większym niż państwo Watykan, rządzi celebryta w pełni tego słowa znaczeniu, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego Szymon Ziobrowski, człowiek obdarzony intelektem, wizją, odwagą i wytrwałością wcale nie mniejszymi, niż te jakie posiada premier Morawiecki. Poza grzechem śmiertelnym, jakim jest wygląd owłosienia dyrektora (nieco, jak Zbigniew Wodecki, kiedy żył), przez które nie wygląda specjalnie przekonująco, ale sprawia, że krążenie krwi w żeńskich narządach płciowych przyspiesza, jego życiorys to długa lista zalet, które przekonały ministra poprzedniego rządu, że Ziobrowski to urodzony dyrektor TPN. Nikt w 38 milionowym narodzie nie nadaję się na króla Tatr bardziej niż on.
Ziobrowski rządzi już 4 lata. Osiągnął więcej, niż wszyscy jego poprzednicy przez ostatnie 60, a to pewnie dlatego, że górzyste tereny skąd pochodzi, dają schronienie przed nurtami kulturowymi, inżynieryjnymi i obyczajowymi dominującymi na przaśnych terenach nizinnych reszty Polski. Jego wyśmienity umysł mógł więc nadzwyczajnie się rozwijać osiągając parametry niemal olimpijskie.
Największym problemem, z którym Ziobrowski musiał się zmierzyć na razie bez sukcesów, jest środowisko fiakrów, którzy szkodzą wizerunkowi Tatr bardziej niż przestępcy, realizując swój popęd śmierci (w ujęciu Freudowski) zamęczając konie w sposób bestialski na trasie Palenica Białczańska – Włosienica, zwłaszcza na oczach wrażliwych młodych dam aktywistek LGBT. To wszystko idzie do mediów, które kreują sprawę na nie wiadomo jaką sensację. Krążyła nawet pogłoska, że dziennikarze TVN‑u płacą za zamęczanie konia na oczach kamer, żeby z czegoś Informacje poskładać, co jednak okazać się miało nieprawdą. To nie znaczy, że problem zniknął, w czasach, kiedy byle baran ze swoim smartfonem, czuje się przynajmniej, jakby był Andrzejem Wajdą.
PRAWDZIWA REWOLUCJA TO WYNALAZEK
Nad rozwiązaniem problemu góralskiej spirali przemocy wobec zwierząt deliberowano w TPN tygodniami, aby dojść do przekonania, że aby ją rozwiązać potrzebny jest wynalazek, innowacja, przełom technologiczny. Prace koncepcyjne rozpoczęto już w 2010 roku, odrzucając z mety, takie lewicujące pomysły, jak zastąpienie koni robotami na kształt tych wytwarzanych przez Boston Dynamics albo zwykłymi pojazdami typu melex, które kierowane przez fiakrów via koło kierownicy, zupełnie zwalniałyby ich z odpowiedzialności za złe lub dobre uczynki.
Stanęło na tym, że przyszły wóz ma być po pierwsze całosezonowy i taki, którego nigdzie na świecie nie ma, łączący w sobie zalety żywego konia oraz współczesnej technologii. Najlepiej, aby wóz wyglądał folklorystycznie, ale miał wewnątrz elektryczny motorek, który wspomagałby konia, co byłoby mu lżej.
Zarząd TPN– spotkał się z naukowcami z Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie, przedstawiając swoje romantyczne zapatrywania na możliwość połączenia silnika żywego z elektrycznym, co zdaniem zarządu musiałoby być bardzo proste. Z dużym zdziwieniem panowie przyjęli opór świata nauki, który przysłuchiwał się ich argumentom z wysiłkiem potrzebnym, aby uwierzyć w cuda. Zdaniem naukowców stworzenie takiego pojazdu byłoby bardzo trudne.
Nie zraziwszy się tym sceptycyzmem władze parku, zwróciły się do Uniwersytetu Przyrodniczego w Wiedniu, w kwestii tego czy można matematycznie wymodelować wysiłek konia na trasie do Morskiego Oka, tak aby był on skalowalny na tyle, aby jego zmiany mógł rozpoznać jakiś system logiczny, wspomagający sterowanie silnika elektrycznego. Austriacy zaprezentowali pewien optymizm a nawet uzyskali jakieś wielkości liczbowe.
W oparciu o te liczby, urzędnicy stworzyli specyfikacje owego cudownego wozu łączącego konia żywego i elektrycznego z elementem ludzkim siedzącym na koźle, która między innymi zakładała:
Pojazd ma być elektryczny. Wyposażony w akumulatory pracujące w zakresie od +30 do – 30 stopni Celsjusza. Wyposażony w układ sterujący, który w czasie rzeczywistym dobierać będzie odpowiednią moc silnika niwelującą obciążenie konia, pobierając dane z konia w 40 cyklach na sekundę z dokładnością do 1 Niutona, uśredniane co pół sekundy. Parametry jazdy mają być wizualizowane na ekranie. W przypadku awarii zespołu drogowego informacja ma być przesyłana przez moduł GSM zapewniający możliwość wpisania minimum 10 numerów telefonów, na które wysyłane będą powiadomienia o awarii. Parametry pracy pojazdu zapisywane będą na wymienialnej pamięci typu flash lub dostęp do nich możliwy będzie bezprzewodowo za pomocą aplikacji poprzez urządzenia mobilne pracujące pod systemem Windows Mobile, Android lub iOS. Wykonawca dostarczyć miałby także oprogramowanie działające w środowisku Windows wszystkich generacji, do analityki zapisanych danych, archiwizowanych w plikach XLS.
Specyfikacja owej niesamowitości technicznej była dość obszerna. Każdy kto się na tym zna przyzna, że stopień komplikacji lądownika Apollo 11, który jako pierwszy wylądował na Księżycu, był dużo mniejszy. W każdym razie po 5 latach prac kreacyjnych nad treścią przetargu ogłoszono go w grudniu 2015 roku.
Na wykonanie prototypu „pojazdu zaprzęgowego ze wspomaganiem elektrycznym”, wymyślanego przez urzędników przez 5 lat robotnicy i inżynierowie dostali zgodnie z zapisami przetargu 5 miesięcy. Miał być gotowy do drogi około maja 2016 roku. No i żeby nie było za drogo a wręcz przeciwnie, żeby było tanio.
Wprawdzie w warunkach przetargu, było napisane, że wygrać go może firma, która ma udokumentowane doświadczenie w wytwarzaniu podobnych pojazdów, jednak nie czepiajmy się szczególnie, że ta która przetarg wygrała podobnego doświadczenia nie miała. Żadna firma na świecie nie miała tożsamych doświadczeń w swojej historii a przecież wóz był potrzebny. Oferty wahały się w przedziale od 179 tys. do ponad 700 tys. zł za prototyp, no i najlepszą okazała się spółka AKTIV ELEKTRONIK z Poznania zajmująca się handlem i instalacją urządzeń prądotwórczych oraz kamer przeciw złodziejom.
DUCH W MASZYNIE
Stworzony prototyp nie pozostawiał złudzeń, że jego projektanci poświęcili mu najlepsze miesiące życia. Wzięli pod uwagę potrzeby ludzi, którzy naprawdę istnieją, natomiast robotnicy dopracowali każdą część ze świadomością, że przechodzą do historii polskiej motoryzacji. Złośliwi twierdzą, że silnik napędzający ów zestaw drogowy podobny jest bardzo do tego stosowanego w rosyjskich betoniarkach, ale już akumulatory mogłyby zasilać amerykańskie łodzie podwodne. Stanowisko kapitana zaopatrzone zostało w smartfon, na którym dało się odczytać chwilową prędkość, dane na dwóch tabletach kontrolować mogli również podróżni. Sterowanie odbywało się za pomocą pedałów, komputera i paneli z przyciskami zaadoptowanymi od jakiejś obrabiarki. Tapicerka była wykonana ze sztucznej skóry, więc śmierdziała, ale biorąc pod uwagę, że pojazd wentylować mógł halny w zasadzie bez przeszkód, z powody braku drzwi i okien – smród nikomu nie przeszkadzał. Kształt pojazdu dawał do zrozumienia, że prędkości kosmicznych to, to nie rozwinie, natomiast w przypadku zagłady biologicznej koni, równie dobrze pociągnęłyby go bardziej pożyteczne krowy.
Około października 2016 rozpoczęto testy drogowe, po infrastrukturze Podhala, których wynik dyrektor Ziobrowski określił, jako „obiecujący” – co jak już dziś wiemy było jego największą zawodową pomyłką. Problem polegał na tym, że ów system mający zapewnić idealną harmonię zwierzęcia z maszyną, charakteryzował się dość sporą bezwładnością operacyjną, która nie nadążała za pomysłami konia, co do siły z jaką należy ciągnąć wóz. Kiedy koń nie dawał rady, wspomagał go system elektryczny, jednak w taki sposób, że wóz pchał konia a nie ten go ciągnął. Koń wprawdzie miał lżej, ale musiał iść szybciej – co znaczy, że męczył się tak samo. Podobnie było w trakcie hamowania. W przypadku przyśpieszeń było jeszcze gorzej. Problemy się eskalowały w warunkach stromości, kiedy siły miały większą zmienność. Testy się skończyły, umówmy się tak, że testowany pojazd w drodze się popsuł.
NATURA MUSI NADĄŻAĆ ZA TECHNIKĄ
Jakkolwiek, konstrukcja ta działała nie najlepiej, to nie można odmówić słuszności władz parku, które twierdziły, że jest ona dobra. Po prostu konie muszą się nauczyć pracy w nowych warunkach i przystosować do tych nowoczesnych urządzeń – twierdziła dyrekcja parku. Przez setki lat pokolenia koni ciągnęły bezwładne wozy, które teraz są wozami dynamicznymi, więc koniowate podciągnąć się muszą w ewolucji. Władze parku nie chciały głośno powiedzieć, że wymaga to natychmiastowej wymiany pokoleń tatrzańskich koni.
POEZJA POD PRĄDEM
W prototypie dokonywano kolejnych przeróbek i usprawnień, co kosztowało zdaje się dodatkowe 50 tys. zł natomiast wywołało poważny impuls kulturotwórczy. Ludność Podhala na cześć elektrofasiągu tworzyć poczęła limeryki:
Chyba pęknę chyba skonam
Zwykły wóz za ćwierć miliona
Dobra może nie tak zwykły
Fasiąg będzie elektryczny
Będzie racja ekologa
Będziem chodzić tu, na nogach
Bo najlepsze są wyniki
Eko ekonomiki
Wozy piękne, Nie najgorsze
Takie drogie, Pewnie porsche
LUDOWY SCEPTYCYZM
Oczywiście motłoch się cieszył, jednak jak w każdym działaniu pojawiającym się w trakcie wdrażania genialnego wynalazku, pojawiło się pytanie, czy warto w niego jeszcze inwestować z niewiadomym skutkiem, czy może program przerwać definitywnie, ostatecznie godząc się z poniesionymi kosztami, które księgowi nazywają stratami nadzwyczajnymi. Zdania były podzielone a każda ze stron znajdowała potwierdzenie dla swojego stanowiska.
BOHATEROWIE DRAMATU :
Pan Szymon Ziobrowski
Pan Pożar
UPADEK
30 stycznia zdarzyło się jednak to, co teoretycy dramatu greckiego nazywają Deus ex machina, czyli nagła zmiana sytuacji, niedająca się logicznie wyjaśnić w kategoriach rozwoju wydarzeń. Jedyny na świecie pojazd ciągniony przez konia a pchany siłami indukcji magnetycznej zapalił się samoczynnie, że gasiły go trzy zastępy straży ogniowej. Nazwać by to można opatrznościową katastrofą.
No cóż siła woli, wiara, pewność siebie, skłonność do ryzyka a może nawet modlitwa uprawdopodabniają osiągnięcie sukcesu, w każdej dziedzinie pod warunkiem zachowania realizmu w stosunku do technikaliów. Nie sposób wspomnianymi cechami zmusić ciała do lewitacji i pokonać siły ciążenia. Polska nie jest krajem, w którym powstaną najlepsze na świecie pojazdy na prąd, super samochody a nasi farmaceuci nie wymyślają najlepszych środków na potencję. Dobrze by obecne władze stały sobie z tego sprawę, zanim za odwrotne myślenie brutalna rzeczywistość każe sobie zapłacić rachunek.
Napisał:
Dr Warlecki
NOTA REDAKCYJNA
Nota Redakcyjna, to stopień doskonałości tekstu, jaką zdaniem zespołu redakcyjnego osiągnął autor mozoląc się przy komputerze.
Ów stopień wyrażamy w procentach, ponieważ wszystko, co zawiera procenty jest dużo bardziej godne uwagi niż to, co procentów nie zawiera, vide piwo bezalkoholowe.
Idealny tekst, czyli taki, który nie istnieje otrzymałby
100 PROCENT
Dziś dajemy:
Ponieważ:
Nic dodać i nic ująć, czyli zasłużenie można iść się upić !
O AUTORZE :
Poczęty przez szlachetnych rodziców w nie budzących wątpliwości okolicznościach. Postać absolutnie nieskazitelna, idealna i uniwersalna.
Której nie można pociągnąć do odpowiedzialności karnej, ani pognębić w procesie cywilnym. Czyli już powinniście zrozumieć, że nie istnieje. Dr Warlecki to pseudonim, za którym kryje się jedna umysłowość ale w różnych mózgach, reprezentujących kilka punktów widzenia. Byt tyleż prawdziwy, co abstrakcyjny. Wiele oczu, tyle samo uszu i kilka kilo szarych komórek. Chcieliśmy go nazwać nawet profesorem, ale poprzestaliśmy na skromniejszej tytulaturze.
Nawkładaj Autorowi ile wlezie
Formularz Kontaktowy
SKOMENTUJ
ALE…
Możesz zamieścić swój komentarz poniżej. Być może obraźliwy, prześmiewczy a nawet wulgarny pod warunkiem, że podpiszesz go własnym imieniem i nazwiskiem figurującymi w dokumentach metrykalnych.
Wszelkie komentarze, których autorzy wstydzą się tego co myślą i co zatem idzie piszą, przez co rozumiemy niechęć do wyjawiania swoich danych będą usuwane.
Natomiast jeżeli czujesz potrzebę nawsadzania autorowi bezpośrednio a chciałbyś pozostać anonimowy, użyj formularza kontaktowego powyżej.
Twoje uwagi, zgryźliwości oraz jak przypuszczamy również peany, trafią bezposrednio do skrzynki mailowej autora. Wiąże się to z niebezpieczeństwem, że możesz nawet otrzymać jakąś odpowiedź, propozycję lub zostać wyzwany na pojedynek.
ŻYCIE AUTORA W TWOIM RĘKU
Autorzy wynagradzani są przez czytelników.
- Ich honoraria zależą od Waszej oceny.
- Ile jest dla was warte, co przeczytaliście ?
- Na ile zmniejszyliśmy waszą strefę niewiedzy ?
- A może czytanie w ogóle umniejszyło Wasze zrozumienie świata?
- Zadysponujcie swoimi pieniędzmi, pamiętając, że honorarium pomniejszone zostanie o należny podatek oraz składkę ubezpieczeniową, stanowiących ok. 48 proc. wyceny.
- Tej definicji nie da się pobić. Życie to jest to, na co trzeba zarobić.
- Życie autora leży w Waszych rękach. Jego standard zależy od waszej obiektywnej decyzji.
[democracy id=“3”]